Uporządkuj domową biblioteczkę

Kolejny krok z cyklu Droga do prostego życia/365...

Uporządkuj biblioteczkę. Hmm... Niektóre biblioteczki powinno się nazwać biblioteszczami. Z jakiegoś powodu od pewnego czasu, a przynajmniej od czasów Gutenberga, znajdujemy przedziwną lubość w gromadzeniu tych szczególnych, niemal magicznych, przedmiotów, które każdy chciałby przeczytać, ale najlepiej: przeczytać i mieć! Bywa, że w odwrotnej kolejności: wtedy zapełniają półki, a my łudzimy się, że je kiedyś wszystkie przeczytamy.

Czy przekraczając progi księgarń znacie ten stan, będący kombinacją chwilowego brak rozsądku, skoku dopaminy, motyli w brzuchu, gęsiej skórki, odurzenia zapachem świeżej farby drukarskiej, względnie słodko-stęchłym (!) zapachem antykwariatów? Jeżeli rozumiecie coś z poprzedniego zdania, to zapewne nieprzypadkowo macie całkiem spory księgozbiór w domu! 

Jest jeszcze zjawisko obrastania półek w książki podarowane, zdobyte mimochodem na wyprzedażach, książki za grosik, za uśmiech, z  "wolnej biblioteczki", z której można coś uszczknąć. Każda jest jakąś obietnicą, wiele - rozczarowaniem. 

Mieć czy nie domową biblioteczkę, to istny węzeł gordyjski naszych emocji, niespełnionych oczekiwań, samooszukiwania się, mitów, niekiedy snobizmu i co tam jeszcze chcecie. Warto przeciąć go jednym zdecydowanym cięciem samoograniczenia. Nie ma powodu do gromadzenia aż tak wielu książek na półkach. 

Obecność książek łapiących kurz, co do których wiem, że nigdy do nich już nie zajrzę, działa na mnie przytłaczająco. Nie znaczy to, że stronię od nowych lektur, ale po przeczytaniu bardzo często wędrują na wyprzedaże lub do biblioteki, zasilając czytelniczy krwioobieg. Coraz bardziej skłaniam się do niewielkiego, podręcznego księgozbioru, na który składają się tylko takie pozycje, które darzę szczególnym sentymentem. Ach, znowu te uczucia. Trudno. Linia podziału niech przebiega subiektywnie przez autorów, gatunki i wspomnienia przypisane do danego tytułu. To prawo każdego z nas. Ale ograniczmy się do kilkunastu, no może kilkudziesięciu, książek. 

Słynne pytanie, jaką książkę chciałbyś zabrać na bezludną wyspę, może być pomocnym kryterium...



Nie, to nie jest moja biblioteczka!


16 komentarzy:

  1. Może to jest trochę złośliwe ale tak mi się kojarzy, że potem to już tylko będzie tak jak w tym dowcipie o dawaniu prezentów "- Dajmy mu książkę. - E nie, książkę już ma".
    A może to wcale nie dowcip?

    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nie stawiam znaku równości między posiadaniem książek a ich czytaniem. Czytam dużo, z różnych źródeł, jednak finalnie książki nie wędrują po przeczytaniu na półkę.

      Usuń
  2. Pozbyłem się tego problemu już ładnych parę lat temu. Wyprzedałem całą moją biblioteczkę głównie przy pomocy popularnego serwisu aukcyjnego.Resztę oddałem do pobliskiej biblioteki.Teraz cały mój księgozbiór zawiera się w jednym urządzeniu - czytniku ebooków, który kupiłem za pieniądze ze sprzedaży książek papierowych. Czysty minimalizm. Teraz mam dostęp do tysięcy pozycji za niewielką opłatę miesięczną. Polecam Legimi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli zmieniam swój stosunek do e-papieru. Córka korzysta z Kindla i jestem pod wrażeniem przyjemności i prostoty korzystania z czytnika w połączeniu z szybki dostępem np. do klasyki, szkolnych lektur czy każdej innej książki... Aczkolwiek i tutaj trzeba zachować umiar i nie gromadzić zbędnych tytułów tylko dlatego, że są one "w chmurze".

      Usuń
    2. Czytnik ma jedną przeogromną wadę jeśli ma się dzieci i jeśli pozbyło się z jego powodu wszystkich książek. Pamiętam jak bylam dzieckiem, kiedy jeszcze nie umiałam czytać bawiłam się wśród książek, oglądałam ilustracje, i nasiąkałam całą tą czytelniczą atmosferą.
      Jako już starsze dziecko buszowałam po półkach z ksiązkami w domu i u dziadków i czasem znajdowałam prawdziwe rarytasy. Wszystko to nie było by możliwe gdyby moi bliscy mieli tylko po czytniku każdy.

      Jak zachęci się do czytania dziecko rodziców z czytnikiem? Czy rodzic odważy się dać parolatkowi swój skarb do zabawy? Z czytnika może korzystać tylko jedna osoba na raz wiec odpada mozliwość przeglądania pozostałych księżek kiedy ktoś już coś na tym czytniku sobie czyta.

      Zobaczymy jakie będzie wpływ czytników na czytelnictwo następnego pokolenia, ale to dopiero za parę lat.

      Marta

      Usuń
    3. Dlatego cenna jest równowaga. Warto mieć kanał dostępu do lektur w postaci czytnika, co nie zastąpi jednak przyjemności obcowania ze słowem drukowanym i ilustrowanym. Dlatego nie postuluję likwidacji domowej biblioteczki, a jedynie jej uporządkowanie.
      Każde z naszych dzieci ma kartę biblioteczną, na którą mogą wypożyczyć 10 książek. Czasem wypożyczają także na karty rodziców. Tak, książek u nas nie brakuje :)

      Usuń
    4. To są takie biblioteki, w mojej można tylko 5. :(

      Marta

      Usuń
    5. "Anonimowy9 lutego 2018 16:25

      To są takie biblioteki, w mojej można tylko 5. :(

      Marta"

      W moim mieście biblioteka w regulaminie ma zapis że można wypożyczyć też tylko 5 książek, ale bez najmniejszego problemu na jedną kartę wypożyczają 7-8 sztuk, więcej nie próbowałem wypożyczać. Zapytaj się w swojej, może pozwolą.

      Usuń
    6. Od roku mam Kindle'a i bardzo sobie go chwalę, ale mam też sporo papierowych książek i te ulubione nadal wolę w takiej formie. Zastanawia mnie jedno: czy za jakiś czas nie okaże się, że e-książki, które teraz kupuję i gromadzę w czytniku (oraz dla bezpieczeństwa w chmurze) stały się bezużyteczne. Technika coraz szybciej idzie do przodu i to co dziś jest nowoczesnym gadżetem za 5 lat będzie przestarzałym choć zdatnym do użytku sprzętem, a za 10 pewnie nie da się już z tego korzystać. Czy kupowane dziś pliki uda się uruchomić na tym sprzęcie, który za klika lat będzie w sprzedaży? Coś jak z kasetami magnetofonowymi. Pewnie każdy z nas w dzieciństwie/młodości nagrywał na kasety swoje ulubione piosenki i wydawało nam się, że te kasety zostaną z nami na zawsze, a dziś nie ma ich nawet na czym włączyć, bo mało kto posiada magnetofon kasetowy. Oczywiście można kasety przegrać na CD, czy zmienić w mp3, ale jest to dość pracochłonne i kosztowne. Martwię się, że tak się stanie z e-książkami. Książkę papierową zawsze da się przeczytać, a pliki elektroniczne za klika lat mogą okazać się kompletnie bezużyteczne. Dziś gromadzimy e-biblioteczkę, a kiedyś możemy zostać bez ulubionych książek.
      Monika

      Usuń
    7. Cóż, to możliwe. Może nie w perspektywie 5 lat, ale z reguły starsze formaty da się odczytać w nowych (a nie odwrotnie), więc przesadnie bym się tym nie martwił. A za 20 lat? Pewnie i tak będziemy czytali coś innego.

      Usuń
  3. mogę zrezygnować z wielu ciuchów, kosmetyków, gadżetów do kuchni np. typu specjalne noże, tarki itp. i zrezygnowałam ale nie z książek, bo oboje z mężem bardzo dużo czytamy i lubimy do książek wracać. jestem też autorką i współautorką kilku pozycji Mam też masę poradników, które mi są niezbędne np. w pracy. U mnie książki zawsze w domu były. Teraz marzę tylko o zamykanych biblioteczkach wtedy kurzu nie będzie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca z pewnością rządzi się osobnymi regułami. Jeśli chodzi o wracanie do książek, to zjawisko nie jest mi obce, ale zastanawiam się czy nie szkoda na to czasu... wszak tyle jeszcze innych do przeczytania. Co do poradników, np. tych kulinarnych czy na temat jakiegoś hobby, coraz bardziej zastępuje je dostęp do treści w internecie.

      Usuń
    2. Biblioteczka - towar nieobecny w sztukach i zestawach. Znikł .Sklepy meblowe nie posiadają, a o oszklonej ( @AR - racja - niekurzącej)szkoda marzyć.Po prostu - przestała być potrzebna. Tak jak duma z pięknych rzędów książek, z trudem zdobytych, wystanych w kolejkach bestselerów ( często nie-politycznych), których w latach 70tych były minimalne nakłady i wymagały 'zdobycia'.
      Dom inteligencji odróżniał się tymi rzędami książek, często starych i zniszczonych, ale obecnych.Książka była wartością, ale i książki były wartościowe.
      @K. I na tym polega wracanie do prawdziwej ksiązki - czytasz od nowa, ale jakby nową książkę. Ty się zmieniłeś przez ten czas i znajdujesz zdania, wątki, których wcześniej nie zauważyłeś.Nie, nie szkoda czasu, warto.
      Wpadłam przypadkiem i utonęłam ze smakiem . Mimo, że latek sporo wpisy z 2013 akurat pasują do moich aktualnych dylematów. Miło, że blog dalej istnieje. Będę sobie czytać spokojnie.
      Poproszę mnie wesprzeć w dylemacie: książki na śmieci.tak, książki z lat 50, 60 beletrystyka i klasyka, polska i światowa, stare wydania, pożółkły papier. Nikt nie weźmie do ręki... Ot tak - wyrzucić na śmieci w duchu minimalizmu?

      Usuń
  4. Konradzie, napisałeś "Ale ograniczmy się do kilkunastu, no może kilkudziesięciu, książek." Czy to jednak nie przesada. Na jednej półeczce zmieści się ok 40 książek, nie potrafię sobie wyobrazić mojego domu z tak szczątkowym księgozbiorem.
    A tak z ciekawości czy naprawdę(!!) nie ma ani jednej książki, którą chciałbyś lub uważasz że warto by było przeczytać po raz drugi.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, na mojej półce mieści się zdecydowanie mniej. Wyznaczmy sobie jakieś indywidualnie dopuszczalne granice: 40-80-120. To faktycznie kwestia wyobraźni i czasem ostrej selekcji.
      W bardzo prostym, wiejskim i zacnym domu mojej babci była tylko jedna książka: Biblia, no i książeczka do nabożeństwa.
      Oczywiście są książki, do których wracam i zamierzam wracać. Co nie znaczy, że muszę je wszystkie na wszelki wypadek powtórnej lektury posiadać...

      Usuń
  5. Może kiedyś ludzie nie byli tak ciekwi tego co dzieje się poza ich domem i najbliższym otoczeniem. A może dostęp do książek był utrudniony. Z tego co pamiętam z wakcju u mojej babci chleb był przywożony do sklepu co drugi dzień a o książkach można sobie było tylko pomarzyć. Jeśli ktoś chciał przeczytać gazetę musiał ją sobie zaprenumerowac na poczcie.

    Książki to nie tylko powieści do jednorazowego przeczytania i ewentualnie powrotu (po pożyczeniu) po latach. Jest wiele książek, które czyta się „na raty” i „nie po kolei” np. ksiązki przyrodnicze, atlasy, itp. Owszem niby wszsytko można znaleźć w necie ale wiadomości dzis są jutro ich nie ma. Poz tym książka jest dla mnie bardziej wiarygodna, do niektórych wydawnictw mogę mieć zaufanie, a w Internecie KAŻDY może zamieszczać coś nie zawsze musi być wiarygodne.
    Tak że mam wiele książek tego typu i nie stawiam sobie limitu, jeśli spotykam książkę która rozszerzy moje poznanie „moich”dziedzin to ją kupuję, nawet jeśli wiem, że nie wchłonę wszystkiego od razu (a może właśnie dlatego).


    Marta

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...