Jak wyskoczyć z pudełka, czyli co nam daje prawdziwe szczęście

Jest taka scena w filmie Hurt Locker (W pułapce wojny), kiedy główny bohater, saper podejmujący w czasie wojny w Iraku decyzje, od których codziennie zależy jego życie, po powrocie do domu staje przed uginającymi się od towarów sklepowymi półkami, nie mogąc wybrać płatków śniadaniowych.



źródło
Jest bezradny wobec narzucającego się bezsensu trwonienia życia na tego rodzaju „wybory”. W ostatniej scenie wraca do Iraku. Czy to tylko kwestia adrenaliny czy też pragnienia, aby nasze wybory nie były atrapą, lecz miały swój gatunkowy ciężar? Żeby od naszych decyzji rzeczywiście zależało nasze życie?

W obecnej kulturze, wbrew pozorom indywidualnej wolności, tak naprawdę możemy obserwować zamazywanie wszelkiego indywidualizmu. Mamy wybór „profilu użytkownika”, ale opcje możliwych „dróg wolności” są wytyczone i odgórnie narzucone, dając nam złudzenie „wyboru”. Tak naprawdę pozostajemy we wnętrzu pudełka. W reklamie wybór określonego produktu (którym jest także „styl życia”) ma stanowić wyraz naszej indywidualności. Co z tego, że zwielokrotniony w setkach tysięcy egzemplarzy. Wrzucamy do koszyka w gruncie rzeczy te same produkty (równie dobrze „zachowania”), zmienia się tylko nazwa i kolor opakowania, dając złudzenie obfitości i decydowania.

Jesteśmy rozleniwieni, słabi, skoncentrowani na dogadzaniu swoim zachciankom. Jak mówił Henry Thoreau: Doprawdy, jedynym lekarstwem zarówno dla narodu, jak i poszczególnych ludzi jest twarda gospodarka, surowa, przewyższająca spartańską prostota życia oraz wzniosły cel. Może tego lekarstwa nam dzisiaj brakuje?
Według Epikteta prawdziwe szczęście trwa wiecznie i nie może być zniszczone. Wszystko, co nie posiada tych dwu własności, nie jest prawdziwym szczęściem. Żadna z rzeczy nie posiada takich cech: psują się, można je ukraść, są żałośnie ograniczone i zawodne. Pomysł, aby to one stały się wyznacznikiem szczęścia i spełnienia w życiu, to absurd. Wolność (to znowu Epiktet) można osiągnąć wtedy, gdy w naszym życiu zapanują wartości duchowe i gdy zapanujemy nad swoimi pragnieniami. Tymczasem pozwalamy, aby rzeczy konsumowały energię naszego życia. Czy jesteśmy skazani na substytut szczęścia polegający na kupowaniu, przejadaniu i wydalaniu coraz to nowych produktów, które karmią się nami: naszym czasem, pieniędzmi, przepracowaniem, rozczarowaniem, naszym zadłużeniem, lękiem o dostatnią przyszłość?

Przychodząc na ten świat z pewnością naszym pragnieniem nie było posiadanie nowego modelu wózka lub łóżeczka z baldachimem. Co miało największą wartość? Poczucie bezpieczeństwa, bliskości, zaspokojona potrzeba bycia kochanym. A dzisiaj? Czy nie jest tak jak pisał ks. Jan Twardowski, że kochamy wciąż za mało i stale za późno?

Wiele można zrobić nie wydając zbyt dużo pieniędzy. Możemy nadać życiu właściwy kierunek, wybierając logikę serca (a nie portfela) z jego paradoksalnymi prawami jak choćby więcej radości jest w dawaniu aniżeli w braniu. Życie w skromnych dekoracjach, ale hojne w dawaniu siebie. Bez przesadnej koncentracji na sobie i mydlenia oczu materialistyczną pianą. Wyrwane z bylejakości. Z mądrością, prostotą i większym wewnętrznym ładem. Po to, żeby nasze wybory nie były atrapą, lecz miały swój gatunkowy ciężar.






10 komentarzy:

  1. Wiesz co Konradzie? Lubię te Twoje notki... Są jakieś takie wyciszające :) Jakieś takie... bez "napinania szeleczek" :)
    Cytat z Thoreau`a zainspirował :)
    Potrzeba mi chyba wiecej twardości, ascezy w życiu...
    I chyba już wiem na jakich polach...
    Roman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Thoreau inspiruje mnie co drugie zdanie. A Epiktet to już za Twoją przyczyną (; Dzięki

      Usuń
    2. A Seneka był napisał (dzis o świcie czytałem): "Sprawiła to bowiem natura, że do tego, by żyć szczęśliwie, nie potrzeba wielkiego zasobu środków. Każdy jest w stanie uczynić siebie szczęśliwym. Znikome znaczenie mają dobra zewnętrzne i w zadnej z dwóch ostateczności nie wywierają większego wpływu, ponieważ mądrego człowieka ani pomyślność nie wzbija w dumę, ani niepowodzenie nie zniechęca do życia. Zawsze bowiem stara się aby jak najwięcej dóbr zgromadzić w swym wnętrzu i w samym sobie szukać największej radości."
      Roman

      Usuń
    3. Piękna myśl, wrzuciłem do cytatów. Zawsze chętnie przyjmę więcej (:

      Usuń
  2. Przyłączam się do opinii. :) Konradzie, również bardzo lubię Twoje notki, z których czerpię inspirację, zastanawiając się czasem w którym kierunku podążam i co zmienić. Kochanym Blogowiczom zaś, dziękuję za punkt widzenia, czasem całkowicie odmienny, ale ich własny przez co bardzo cenny.
    Pozdrawiam słonecznie :)
    Grzesiek

    OdpowiedzUsuń
  3. W dobie nieograniczonej ilości wyborów produktów, kiedyś kupowałam pierwsze z brzegu (traciłam pieniądze na złe zakupy,a przez to i własną energię życiową) później dokonywałam wyborów tzw. świadomych -czytałam, porównywałam, dowiadywałam się o możliwościach gwarancji, cechach technicznych, stawałam się tzw świadomą konsumentką i ciągle mnie to gniotło, czułam opór kiedy tyle godzin siedząc w internecie porównywałam ceny i jakość przedmiotu pod tzw własne potrzeby. Ciągle słyszałam, że tak trzeba, żeby się w tej rzeczywistości nie zagubić, żeby dbać o własne rzeczy i przez to o własne pieniądze. Uświadomiłeś mi Konradzie co mnie tak gniotło, a nie umiałam tego nazwać, a poniższy fragment mi w tym pomógł ".... wobec narzucającego się bezsensu trwonienia życia na tego rodzaju „wybory”.... pragnienia, aby nasze wybory nie były atrapą, lecz miały swój gatunkowy ciężar? Żeby od naszych decyzji rzeczywiście zależało nasze życie?....." Od pewnego czasu przedmioty zaczęły tracić nade mną tą magiczną władzę, wybory stały się prostsze, mniej myśli i energii zużywały, nie mam już poczucia bezsensu swoich działań, już nie tracę tyle czasu na dokonywanie tego typu wyborów....przestałam tyle kupować, życie stało się prostsze, także w tym obszarze, od dziś potrafię to dzięki Tobie nazwać. Jednak można inaczej :)
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze to mnie dziwi co ja robię na blogu o prostocie.

    Jeśli o zakupy spożywcze chodzi to wolę mniejsze sklepy- no dobra, nie takie z panią Kleczkowską za ladą, ale takie nieduże supermarkety . Szybciej, mniej głowienia się i święty spokój. A wiele cen w takim Społemie jest na poziomie Reala np. Poza tym im mniejszy sklep tym mniej pokus i mniej się wyda.

    Ale nad głupotami rozmyślam za dużo- owsianka czy kanapki, iśc do sklepu i zjeść to na co mam ochotę czy siedzieć w cieple i zjeść coś innego, którym szamponem umyć włosy, którego balsamu użyć, obejrzeć serial(jak tak to króry) czy posiedzieć przed komputerem.
    Co gorsza- takie pierdoły wysysają energię i to nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  5. polemizowałabym czy "społem" jest w stanie zejść z marżą za produkty tak jak hipermarket - po za tym tam wszystko kupię i zaoszczędzę paliwo/czas.
    Niestety nasze wybory są podyktowane zasobnością portfela. Chciałabym wspierać panią Jadzię ze spożywczaka ale nie mam na to kasy.. :-(

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...